POCIĄG DO VARANASI 22 x / 23 x

Wsiadamy do pierwszego lepszego wagonu sleeper i pytając ludzi szukamy naszego S4. Z plecakami robiącymi za tarany w końcu docieramy, rozkładamy się na naszych pryczach i podekscytowani lustrujemy ludzi w pociągu i poza nim, oceniamy warunki w jakich przyjdzie nam spędzić kolejnych kilkanaście godzin. Karaluchów nie ma, więc jest dobrze. Ja dostaję dolną ławkę, trochę strach, więc pytam jakiegoś Hindusa czy mógłby się ze mną zamienić na jego górną, na co on zgadza się bez problemu. Ruszamy punktualnie. Zza okien widzimy Red Fort, jakieś śmierdzące slamsy, Matysy pokazują miejsce w któym kilka dni wcześniej dzieci goniły ich z kamieniami, a w pociągu szkolna wycieczka przychodzi sobie nas pooglądać. W końcu za oknem nie widać zupełnie nic, nam się trochę nudzi, trochę chce się spać, niestety prycz rozkładać jeszcze nie można. Nasi trzej chłopcy marynują amebę, więc zaczyna się robić wesoło, tubylcy też jakoś się zaczynają ośmielać i zagadują. Matys wykazuje się prawdziwie polską gościnnością i częstuje przybyłych wódką, gest ten jednak spotyka się z odmową, dając jednak początek ciekawym rozmowom. 



Powyżej: lans w pociągu

Poniżej: zdegustowany Spider 


Hinduscy chłopcy dowiadują się między innymi że Poland to nie Holland, że nie leży w Afryce,  i że między Rosją a Niemcami coś jeszcze jest. Pytają jak nam się podoba w Indiach, czy jemy krowy i w jakim języku mówimy, na co mówimy polish, słyszą police, co wywołuje wielką radochę. Oczywiście nie obywa się bez zdjęć i komplementów na temat naszej pięknej, białej skóry. Nowy narzeczony Justy, chłopak z Varanasi, przynosi gitarę i próbuje grać, coś tam brzdękoli na 2 strunach i każdego z nas pyta czy umiemy śpiewać, na co uzyskuje przeczącą odpowiedź. Okazuje się jednak tak zapalczywy, że męczy nas tak długo, aż Matys kapituluje. 



Powyżej: Mimo późnej godziny, nasz przedział tętnił życiem. Mnóstwo ludzi, kupa śmiechu.

Poniżej: Spider przejął gitarę, ku uciesze gawiedzi, a lovelas Justy lansuje się z nową Nokią. 



Na jednej ze stacji dosiada się do nas starszy Hindus, którego prawie na wejście Waldek przypala sypiącym się żarem z papierosa. Przepraszamy, na szczęście jest wyrozumiały i obywa się bez mordobicia. Jest już późno, ja wskakuję na swoją pryczę, Justa też, a nasi chłopcy nadal gadają. Po jakimś czasie starszy Hindus też się przyłącza do rozmowy, najpierw jednak upominając że są trochę za głośno. Ja nie potrafię zasnąć, więc wtrącam się w rozmowę Waldka z naszym nowym sąsiadem. Mohammed jest muzułmaninem z Varanasi i dziennikarzem z doktoratem, pracującym dla Press Trust of India. Udaje mi się z nim złapać świetny kontakt, więc gadamy o wszystkim. Od różnic kulturowych, przez religię, do polityki. Ja go pytam o wiele rzeczy, ciekawi mnie dlaczego w Indiach maluje się dzieciom oczy na czarno, mówi że po to by ładnie wyglądały, a niektórzy wierzą że ochorni je to przed "złym okiem". Radzi, czego unikać w Indiach, na co uważać i zostawia nam swój adres i telefon w razie gdybyśmy mieli jakieś problemy, nawet z prawem. 



Powyżej: Karząca ręka Sprawiedliwości, przyszli inżynierowie i my.





Tak nam mija pół nocy, cały pociąg pogrążony w ciszy i mroku, więc na nas też już chyba pora. Nieco wstawieni chłopcy padają szybko, tylko my z Justą nadal męczone jet lagiem, nie potrafimy sobie znaleźć miejsca. Justa słucha muzyki, ja próbuję usnąć, potem czytać, jednak na niczym się nie potrafię skupić. Uśmiecham się do młodej Hinduski, którą zauważyłyśmy już na stacji w Old Delhi. Intrygująca, rzucała się w oczy - drobna, śliczna, ubrana w męską koszulę i w spodnie "dla turystów". Teraz się uczy, żywo przy tym gestykulując. Dziewczyna odwzajemnia zaczepkę i woła mnie na swoją pryczę. Uważając by nikogo po drodze nie obudzić kopnięciem, schodzę i wchodzę do niej. Pytam jej czego tak zawzięcie się uczy, ona mi pokazuje swoją pracę magisterską i jakieś artykuły o kastach, chwilę rozmawiamy o tym i o tamtym, zapoznajemy się z grubsza, a po chwili zaczyna się prawdziwy wywiad. Po, jednak wyważonej, rozmowie z Mohammedem, jestem w szoku. Otwarta, ciekawa świata, ale bardzo napastliwa socjolożka-feministka, na wstępie mi zadaje pytanie o molestowanie seksualne w Polsce, w Europie. Pyta mnie czy się boję wieczorami sama chodzić po mieście, jeździć autobusem, odpowiadam że jak wszędzie, na co jej się zapalają w oczach ogniki, bo kobiety to, kobiety tamto, tralalala. Tak mnie magluje, że nie wiem jak się nazywam, a po angielsku już nawet zdania nie jestem w stanie sklecić. Lecimy przez biedę w Indiach, system kastowy, sari, Marxa do Durnheima, tu wzywam posiłki w postaci Justy. Błagam Justę żeby mnie trochę odciążyła, bo ja już nie wiem o co tej Hindusce w sumie chodzi, mam totalny mętlik w głowie i jestem zmęczona potwornie. Justa próbuje z nią rozmawiać, ale też nie nadąża, akcent dziewczyny wydaje się nam coraz bardziej drażniący i niezrozumiały. Zastanawiamy się jak się ładnie z tej sytuacji wywinąć, na szczęście facet na parterze wyłącza światło i coś buczy na nas, nie spodziewałyśmy się jednak reakcji naszej rozmówczyni. Robi mu awanturę, on posłusznie włącza światło. Mówimy jej, że już idziemy, bo późno i ona się uczy, a ludzie chcą spać, my przeszkadzamy. Żegnamy się grzecznie i uciekamy. Co prawda jeszcze długo nie potrafimy usnąć, ale udajemy, żeby nie było. 



Powyżej: Justa ze swoim amantem. Kiedy o 7 rano był pierwszą osobą jaką zobaczyliśmy, szczęki nam opadły. Męczył nas tą gitarą do końca drogi, Matys udawał że śpi, bo już nie miał siły śpiewać, to się wziął za Spidera. Chłopak uciążliwie miły, chciał nam kupować herbaty, kawy, zaprosił nas nawet do swojego rodzinnego domu, gdzie ostatecznie nie pojechaliśmy, bo Wald nie chciał. 

Poniżej: Pstryki z okna pociągu. 


Budzimy się rano, tak by zdążyć na stację w Varanasi, jednak okazuje się że będziemy mieli opóźnienie. Mieliśmy być o 7:30, jednak czas płynie, a  o Varanasi nadal ani widu, ani słychu. Zaliczamy kilka długich postojów, Spiderek nie w sosie i od nas ucieka, na postojach spaceruje daleko od pociągu, a nam rośnie ciśnienie że się zagapi i nie zdąży. Trochę po nim krzyczymy, a on do nas że pociąg przecież rusza powoli. Co racja, to racja, ale my go szukać po całych Indiach nie chcemy. Gosia i Justyna przysyłają sms-a że są już na miejscu. A wyjechały dwie godziny po nas. Temperatura rośnie, my się nudzimy. W końcu poznany wieczorem student mówi nam, że dojeżdżamy. Po szesnastu godzinach podróży - Varanasi.

cdn.

Komentarze

Anonimowy pisze…
ty to masz pamiec ;p
Karola pisze…
no ba! :P duzo lecytyny:P

Popularne posty z tego bloga

DELHI 22 x

VARANASI 24 x

JODHPUR 1 xi