Posty

Wyświetlanie postów z listopad, 2008

Where my heart belongs

Powrót do rzeczywistości okazał się ciężki, choć nie tak trudny jak przypuszczałam. Ten miesiąc w Indiach minął jak mrugnięcie okiem, a z perspektywy kilku dni w domu, jakby nawet się nie wydarzył. Za krótko, zdecydowanie za krótko! Czuję się jakby mi ktoś zabrał pysznego lizaka po jednym liźnięciu. W ciągu tych 30 dni zdążyłam się jedynie zachłysnąć atmosferą na tyle, by nakręcić się na kolejny wyjazd jeszcze bardziej niż na ten. Kto wie, może kiedyś. Justa co prawda rzuciła pomysł najazdu na Nepal w przyszłym roku, ale ja mam za silny niedosyt Indii by wsiąknąć w co innego. Co do samych Indii - inny świat. Tego się nie da opisać, to trzeba zobaczyć. Trzeba powąchać, dotknąć, trzeba usłyszeć. Można czytać, oglądać zdjęcia, filmy, ale dopiero będąc tam, uświadomić sobie jak niewiele się wie, jak mało się rozumie. Będąc teraz mądrzejsza o tę wiedzę jaką mam teraz, jedyną dewizą z jaką jechałabym do Indii na pierwszą wyprawę, byłoby - oczekuj nieoczekiwanego. I tyle. Co prawda godziny sp

DELHI 20 xi

Obraz
Po pysznym sniadanku zjedzonym w kawiarni na Paharganj, wyruszamy na zakupy i zwiedzanie. Po przewertowaniu przewodnika, udajemy się na market, umiejscowiony w pobliżu stacji metra Karol Bangh. Tam oblawia się glownie Spider, wpadając po prostu w istny szal zakupów. Trudno się dziwić, skoro ceny w markowych sklepach so dwukrotnie niższe niż w Polsce. Z Justą oglądamy kosmetyki, ale jakosciowo dużo im brakuje do europejskich. W sumie do tej pory nie mam pojęcia czy to byly podróbki, czy zle warunki przechowywania, czy po prostu cięcie kosztów przez firmy. Zostajemy więc przy produktach Himalaya. Najlepsze kosmetyki jakich kiedykolwiek używalam! Czysta natura, bez konserwantów, z krótką datą ważnosci, nie obciążają skóry, dzialają leczniczo. I do tego są tanie jak barszcz. Po zakupach lapiemy metro i w ramach przerwy od zakupów jedziemy pooglądać jak sobie mieszka indyjska glowa państwa. Powyżej: Park w pobliżu parlamentu to jedno z najczystszych miejsc (i chyba spokojniejszych) w Delhi

DELHI 18 xi

Obraz
Hello Delhi, again! Temperatura w nocy wydaje się być tu nieco niższa niż o tej samej porze w Goa, co mnie ubranej nieco plażowo jeszcze, daje się lekko we znaki. Nadal jest jednak cieplej niż podczas typowej sierpniowej nocy w Polsce, mimo to, niektórzy tubylcy chodzą już okutani w czapki i puchowe kurtki. Standardowo mamy problem ze znalezieniem taksówki, no i oczywiscie znowu chcą nas oszukać przy wydawaniu reszty. Cóż rzecz - życie! Na Paharganj docieramy na dwa samochody, nas taksiarz wysadza kolo dworca zamiast na glównej ulicy, ale trudno, daleko nie mamy, afery robić nie będziemy. Przy stoisku z samosami prawie wdeptuję w klębowisko szczurów, są naprawdę ogromne. Jakies dzieciaki, chyba chcąc zaimponować, łapią jednego i się nim bawią, lapią za ogon i robią mu karuzelę, w końcu rzucają. Za co dostają po lbie od jakiegos Hindusa. Jest smieszno - straszno, późno w nocy, czas szukać reszty ekipy i jakiegos kąta do spania. Lotnisko w Delhi. Tak czysto, że można jesć z podlogi. Just

Goa

Obraz
Siedzimy w Palolem, jest bosko, bosko, bosko! Istny raj. Cieplusienka woda, zarelko i drinki tanie. Po tych 3 tygodniach biegania totalny chill out. Zyc nie umierac :)