DELHI 18 xi
Hello Delhi, again! Temperatura w nocy wydaje się być tu nieco niższa niż o tej samej porze w Goa, co mnie ubranej nieco plażowo jeszcze, daje się lekko we znaki. Nadal jest jednak cieplej niż podczas typowej sierpniowej nocy w Polsce, mimo to, niektórzy tubylcy chodzą już okutani w czapki i puchowe kurtki. Standardowo mamy problem ze znalezieniem taksówki, no i oczywiscie znowu chcą nas oszukać przy wydawaniu reszty. Cóż rzecz - życie! Na Paharganj docieramy na dwa samochody, nas taksiarz wysadza kolo dworca zamiast na glównej ulicy, ale trudno, daleko nie mamy, afery robić nie będziemy. Przy stoisku z samosami prawie wdeptuję w klębowisko szczurów, są naprawdę ogromne. Jakies dzieciaki, chyba chcąc zaimponować, łapią jednego i się nim bawią, lapią za ogon i robią mu karuzelę, w końcu rzucają. Za co dostają po lbie od jakiegos Hindusa. Jest smieszno - straszno, późno w nocy, czas szukać reszty ekipy i jakiegos kąta do spania.

Lotnisko w Delhi. Tak czysto, że można jesć z podlogi.

Justę i Matysa udaje się nam odnaleźć bez trudu, zupelnie niespodziewanie spotykamy też Goskę i Justynę, które w czasie gdy my oddwalismy się bachicznym rozkoszom nad morzem, szukaly oswiecenia w Dharmsali. I uczyly się nawet gotować!

powyżej: Zbyt wielu kotów w Indiach nie mielimy okazji spotkać, ale pies-dachowiec przebija wszystko. Prawdopodobnie robi też za tutejszy autoalarm ;)
W miarę szybko udaje się nam też znaleźć tani nocleg - po kilku przebieżkach ciemnymi uliczkami trafiamy do uroczej (kiedys) norki bez okien. Ale za to z gorącą wodą i tv. Za tę przyjemnosć placimy po 250 rupii od pokoju. Pokoje przestronne, z wysokimi sufitami na których wlasnym życiem żyje grzyb. Do lazienki lepiej nie wchodzić, bo tam grzyb wydaje się wyjatkowo ruchliwy, a kaluże rdzawej wody sciekającej z sufitu i scian grożą polamaniem nóg. Nic to jednak dla nas!
.jpg)
fot. Spider

Lotnisko w Delhi. Tak czysto, że można jesć z podlogi.

Justę i Matysa udaje się nam odnaleźć bez trudu, zupelnie niespodziewanie spotykamy też Goskę i Justynę, które w czasie gdy my oddwalismy się bachicznym rozkoszom nad morzem, szukaly oswiecenia w Dharmsali. I uczyly się nawet gotować!

powyżej: Zbyt wielu kotów w Indiach nie mielimy okazji spotkać, ale pies-dachowiec przebija wszystko. Prawdopodobnie robi też za tutejszy autoalarm ;)
W miarę szybko udaje się nam też znaleźć tani nocleg - po kilku przebieżkach ciemnymi uliczkami trafiamy do uroczej (kiedys) norki bez okien. Ale za to z gorącą wodą i tv. Za tę przyjemnosć placimy po 250 rupii od pokoju. Pokoje przestronne, z wysokimi sufitami na których wlasnym życiem żyje grzyb. Do lazienki lepiej nie wchodzić, bo tam grzyb wydaje się wyjatkowo ruchliwy, a kaluże rdzawej wody sciekającej z sufitu i scian grożą polamaniem nóg. Nic to jednak dla nas!
.jpg)
fot. Spider
Komentarze