Jodhpur
Jak do tej pory, chyba najbrzydsze miasto (walczy o pierwszenstwo z Jaipurem) w jakim bylismy. Syf, kila i mogila. Brodzilismy po kostki w krowim lajnie i sciekach, otoczeni smrodkiem moczu i oparami benzyny. Spedzilismy tam tylko dwa dni i jedna noc, raczej nigdy nie wrocimy. Za to fort - swietny! Widok z fortu - mega! I pyszny sok z trzciny cukrowej. Spalismy w Discovery Guest House, bardzo przyjemny, tani, z czystymi lazienkami. Jedzenie w restauracji na dachu dawalo rade, choc potrawy slabo przyprawione. Gdyby nie to ze wlasciciel chcial nas troche oszukac na kase za zarelko (mial w swoim GH system - jesz i placisz przy check oucie), to bylby cud, miod, a tak to pozostal treche niesmak.
Dzis dobilismy do Udaipuru, poki co miasto wydaje sie byc sympatyczne, jezioro Pichola zasyfione jak cale Indie. Jest godzina 9 a za nami juz 2 klotnie z ryksiarzem (zawiozl nas nie tam gdzie chcielismy) i goscmi z knajpki z hotelu obok (za to ze czekalismy na kawe godzine i za BARDZO BRUDNE naczynia). Zyc nie umierac! Bywaja momenty ze cala moja cierpliwosc do tubylczych nawykow pryska.
Dzis dobilismy do Udaipuru, poki co miasto wydaje sie byc sympatyczne, jezioro Pichola zasyfione jak cale Indie. Jest godzina 9 a za nami juz 2 klotnie z ryksiarzem (zawiozl nas nie tam gdzie chcielismy) i goscmi z knajpki z hotelu obok (za to ze czekalismy na kawe godzine i za BARDZO BRUDNE naczynia). Zyc nie umierac! Bywaja momenty ze cala moja cierpliwosc do tubylczych nawykow pryska.
Komentarze