Przed 6 rano przebudza mnie przenikliwy chłód w pokoju i gwar za oknem. Wstaję, przykręcam wentylator, robię sobie krótką przerwę i kładę się z powrotem spać. Mimo wczesnej pory, harmider za oknem jest nie do zniesienia. Po dłuższej chwili udaje mi się znów zasnąć, po to by o 8 obudzić definitywnie. Chłopcy nadal śpią, ja nie mam pojęcia co ze sobą zrobić, a na zewnątrz hotelu sama wyjść się boję. Chwilę leżę z nadzieją, że uda mi się zdrzemnąć na jeszcze choćby godzinę, patrzę w sufit szukając pomocy i w końcu wyskakuję na balkon. A tam: słucham, patrzę, robię zdjęcie i mam dość. Pierwsze zdjęcie, z balkonu. Serce Delhi - Paharganj. Main Bazaar Street, 8:15 rano czasu indyjskiego. Jestem szczęśliwa że jestem w Indiach, nadal w to nie mogę uwierzyć, ale jednocześnie odczuwam silną chęć ucieczki stąd. Uciekam, ale z balkonu pod prysznic, składam bagaż do kupy, coś tam robię koło siebie, ubieram się i znów wychodzę na balkon. Rano Main Bazaar nie wygląda tak strasznie jak nocą, sprawia n
Komentarze