Autobusy

Najtańszy, świetnie rozwinięty ale najmniej komfortowy i najbardziej niebezpieczny środek transportu w Indiach. Przy planowaniu trasy jak ognia próbowałam uniknąć podróży autobusem, ale trzykrotnie byliśmy zmuszeni wybrać taką opcję. Nasz pierwszy raz - krótka (6 godzin) trasa z Jaisalmeru do Jodhpuru - nie był najgorszy. Stosunkowo nowy autobus, czysty, wygodne fotele, co, przyznać trzeba, nas nieco uspokoiło. Przestrzeżeni różnymi przypadkami okradzenia pasażerów, pamiętam, że bardziej się baliśmy o bagaże zostawione w luku, niż samej jazdy. Mi droga minęła szybko, bo usnęłam, obudził mnie piekielny upał jakieś pół godziny od Jodhpuru. Po drodze przebudzałam się kilkukrotnie, raz, kiedy jakaś ciężka, mechaniczna część z okropnym hałasem spadła z półki nad naszymi głowami, na podłogę. No i parę razy, gdy kierowca zjeżdżał na żwirowe pobocze, co rzucało autobusem potwornie. Koniec końców, okradzeni nie zostaliśmy i bezpiecznie dotarliśmy do celu. Te kilka godzin w autobusie dało się przeżyć, choć pod koniec podróży okazał się być mocno przepełniony, było w nim jak w saunie i nie było czym oddychać. Myślałam że się rozpłynę i jedyne o czym marzyłam to o wyjściu na zewnątrz. Ale wtedy byłam jeszcze przed trasą do Mumbaju, co mogłam wiedzieć.
Do Udaipuru i Mumbaju jechaliśmy nocnymi autobusemi, takimi łączonymi sleepero-sittingami, gdzie nad głowami siedzących było pięterko z zamykanymi kabinami do spania (do Mumbaju był już tylko 1 rząd podwójnych foteli, a reszta to sleeper). Bardzo ciekawie pomyślane, podejrzewam że bardzo wygodne. Z braku miejsca nie dane nam było doświadczyć, tak że obie podróże spędziliśmy siedząc. Trasa z Jodhpuru do Udaipuru była krótka, szcześciogodzinna, autobus był nowy, klimatyzowany, pierwsza jego trasa. Jechało dwóch kierowców, jeden stary a drugi wyglądający mocno nieletnio, w trakcie jazdy się zmienili. Chyba się bali o nowy sprzęt, więc za bardzo nie szarżowali po drodze, choć kilkukrotnie porzucało nas na jakichś nasypach, po kamienistym poboczu, co wyglądało średnio bezpiecznie. Za oknem ciemno, jakiś spad w dół, żołądek czasem podchodził do gardła. Jechaliśmy też jakiś odcinek po żwirowej drodze i to był koszmar totalny. Że nikt zębów nie stracił, to prawdziwy cud. Tym razem kazano nam zabrać plecaki do środka, tak że komfort jazdy spadł do prawie zera. Z plecakiem pod nogami, próby znalezienia sobie miejsca do spania graniczyły z cudem, po podróży mój kręgosłup przypominał precla, tak powykręcana spałam. A przynajmniej próbowałam spać. Wyjście z autobusu kosztowało mnie wiele wysiłku, po tej kilkugodzinnej jeździe czułam się jak po 3 dniach ostrego imprezowania.
Trasa do Mumbaju to jakieś 18 godzin koszmaru. Nie da się tego porównać z niczym. Tutaj dostaliśmy stary, zdezelowany autobus w którym zapach był bliski zapachowi dworca w Katowicach, z czasów kiedy sypiali na nim bezdomni. Z przewagą odoru zapoconych stóp. A z siedzeń, przy każdym klepnięciu, wydobywały się tumany kurzu. Plecaki znów do środka, krótka kłótnia z Hindusami o miejsca. Sami nie wiedzieliśmy czy się śmiać czy płakać, więc skupiliśmy się na obśmiewaniu negatywów. A było co obśmiewać. Od rozjeżdżającej się szyby, przez ciągle jedzącego, dwustukilowego Hindusa, po tubylców mocno wtulonych w Spiderka. Kierowców znów było dwóch, znów bardzo młody zmiennik, który w nocy gnał tyle ile fabryka dała, przy akompaniamencie melodyjnego klaksonu. Całą noc! Jak udało się nam przeżyć i nie ogłuchnąć, nie mam pojęcia. Pół nocy spędziłam czytając książkę przy czołówce, bo tak rzucało że nie dało się zmrużyć oka. W końcu udało się usnąć, i dobrze, bo widok przepaści zza okna autobusu jadącego żwirowym poboczem, do relaksujących nie należy. Oczywiście samo spanie znów total hardcore, o ile ja dałam jakoś radę się ścisnąć w kłębek, o tyle Waldkowi z jego gabarytami było już ciężej. Matys z kolei zrobił dobrze Juście i poległ na podłodze. Spider miał się najlepiej, bo przez większość drogi tyły miał wolne, więc mógł się całkiem wygodnie rozłożyć.




Powyżej: filmik Spidera z autobusu. Taki klaksonowy koszmarek dręczył nas całą drogę. Szczęśliwie ruch za duży nie był, więc uniknęliśmy permanentnej utraty słuchu. Jednak nie bólu głowy. Niemniej rzecz zabawna, ot trochę folkloru. Wspomnieć trzeba, że większość dróg po których mieliśmy okazję jechać jest w lepszym stanie niż drogi w Polsce. Biorąc pod uwagę warunki klimatyczne panujące w Indiach i natężenie ruchu - szacunek.

Poniżej: jedno z niewielu zdjęć z autobusu. Tak byliśmy zmęczeni samym jego widokiem, że nawet nie chciało się wyciągać aparatu. Tak właśnie wyglądał nasz transport do Mumbaju, z perspektywy Spidera. Po prawej fotele, nad fotelami dwuosobowe kabiny do spania, po lewej kabiny jednoosobowe.



W sumie tyle jeśli chodzi o wspomnienia autobusowe. Z racji tego że autobus nie jest tak mobilny wewnętrznie jak pociąg, nie udało nam się nikogo poznać. A postoje były za krótkie. Jeśli zaś chodzi o sprawy, mniej lub bardziej, praktyczne, to:
  • postoje były stosunkowo częste, szczególnie na trasie do Mumbaju; jeden mieliśmy prawie godzinny
  • podobnie jak w pociągach z głodu się nie umrze, bo zarówno na postojach (o ile nie są w szczerej pustyni) i przystankach można kupić samosy, wodę, czy jakieś ciasteczka.
  • śmieci wyrzuca się przez okno, do czego mi było się trudno przełamać
  • jeśli nie ma w autobusie dla ciebie miejsca, to pamiętaj - "biały ma zawsze rację"; brutalne, ale prawdziwe, sprawdza się w wielu przypadkach
  • korzystać z autobusów w ostateczności
  • bezpieczniejsze są dzienne, bo w nocy kierowcy jeżdżą naprawdę szaleńczo
  • uważać na bagaż, szczególnie jeśli wieziony na dachu, na postojach wysiadać i zerkać, to samo na przystankach; co prawda nam nic nie zgnięło, nawet kiedy usnęłam z torebką z rozbebeszonymi wnętrznościami, w autobusie pełnym ludzi, ale strzeżonego... ;)
  • linii jest naprawdę dużo, przynajmniej w Rajasthanie, do wyboru między państwowym a prywatnymi operatorami, różnią się cenami i podobno państwowe są bezpieczniejsze
  • może nie informacja praktyczna, ale inny lokalny koloryt to tendencja do zatrzymywania się przy ołtarzykach z ichnimi świętymi, gdzie odprawiają dziwne ablucje, obwieszają autobus nagietkami i karmią podróżnych słodkościami


Powyżej: O higienę trzeba dbać w każdych warunkach :)

Poniżej: Tym razem widok z mojej perspektywy na jednoosobowe kabiny i jednego z większych Hindusów jakich mieliśmy okazję spotkać.



Komentarze

Anonimowy pisze…
Dzieki za ciekawe informacje
Bardzo ciekawe informacje i zdjęcia reporterskie :)

Sam miałem w planie opsiać tak szczególowa podróż co prawda nei do indii a do Gruzji, jednak czasu mało a jest co psiać.

Popularne posty z tego bloga

DELHI 22 x

VARANASI 24 x

JODHPUR 1 xi